Roztańczony „Księżyc nad Juratą” – wywiad z Anną Wyszkoni
Ania Wyszkoni ma na swoim koncie już kilka platynowych płyt, a ostatnio do jej kolekcji trafiła kolejna – za album „Jestem tu nowa”. Jednak artystka nie zamierza odcinać kuponów od dotychczasowej twórczości i zamiast kolejnych ballad, tym razem proponuje swoim fanom wakacyjny, radosny i roztańczony hit na lato „Księżyc nad Juratą”.
– Skąd pomysł na utwór „Księżyc na Juratą”? Nie jest to zapowiedź nowej płyty, prawda?
Anna Wyszkoni: Czasami przychodzi taki moment, że nie ma jeszcze planu na cały album, a pojawia się coś, co bardzo chciałoby się zaprezentować fanom. Tak zdarzyło się tym razem. Świetny, melodyjny numer Jana Borysewicza, nieco w stylu latino, wstrzelił się idealnie, gdyż jestem zafascynowana wszystkim, co związane z Hiszpanią.
– To nie jest twoja pierwsza współpraca z Janem Borysewiczem. Po czyjej stronie tym razem była inicjatywa?
A.W.: Ja raczej nie należę do osób, które chodzą i o coś proszą. Wszystko w moim życiu dzieje się naturalnie. Może śmiesznie to zabrzmi, ale chyba wysyłam w kosmos fluidy, które powodują, że przyciągam ludzi, którzy w danym momencie mojego życia są dla mnie odpowiedni. Może tak przyciągnęłam Janka, który zaproponował tę kompozycję właśnie mnie.
– Zwykle sama piszesz teksty. Ale nie tym razem. Dlaczego?
A.W.: Przymierzyłam się do tego… Napisałam nawet jakieś trzy wersje, ale ciągle czułam niedosyt. Nie należę do tych, którzy za wszelką cenę muszą „przepchnąć” coś swojego. Jeśli jest jakiś opór materii, to szukam innego rozwiązania. Tak było tym razem. W końcu padła propozycja od Jana Borysewicza, żeby słowa napisał Andrzej Mogielnicki. Spodobał mi się ten pomysł. Andrzej napisał przecież największe hity Lady Pank, Anny Jantar czy 2 plus 1. Kiedy przysłał tekst, od razu poczułam, że jest trafiony w punkt, więc weszłam do studia i go zaśpiewałam.
– W roztańczonym klipie poruszasz się bardzo zmysłowo. Zawsze miałaś w sobie taką łatwość, czy pomógł ci „Taniec z Gwiazdami”?
A.W.: Zawsze lubiłam tańczyć. Już jako dziecko tańczyłam w zespole tańca nowoczesnego. Muzyka i taniec to dla mnie coś naturalnego. Piosenka „Księżyc nad Juratą” pozwoliła skorzystać z moich doświadczeń i dlatego powstał klip bardzo energetyczny, sensualny oraz pełen zmysłowego tańca.
– Jesteś jedną z tych artystek, które bardzo dbają o swój wizerunek. Czy moda to twój konik czy raczej wymóg sceniczny?
A.W.: Lubię modę i lubię się nią bawić. W tej kwestii też nabrałam dystansu. Pamiętam taki moment kilka lat temu, gdy „mała czarna” była najbezpieczniejszą kreacją. Zakładała ją prawie każda artystka, bo wtedy było pewne, że nikt jej nie skrytykuje. Na szczęście dojrzałam do tego, żeby powiedzieć sobie „dość”. Gdzie ja mam się bawić modą jeśli nie na scenie? I zaczęłam eksperymentować. Poznałam też ludzi, którzy pomagają mi w tej kwestii, otwierają oczy na coraz odważniejsze kreacje. Mam wrażenie, że młodzi styliści niczego się nie boją i nie znają żadnych granic. Dzięki nim ja też się wyluzowałam. Nauczona doświadczeniem wiem, że cokolwiek bym założyła i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto obrzuci mnie hejtem. Więc dlaczego nie „zaszaleć”?
– A kiedy szalejesz, to według własnych pomysłów czy wolisz robić to pod okiem stylistów?
A.W.: Prawie zawsze zaczynam od rozmowy ze stylistą. Mam kilka granic, których nie chcę przekraczać, np. nie lubię czuć się przebrana i muszę mieć swobodę. Poza tym hulaj dusza, piekła nie ma. Styliści wiedzą, że jestem otwarta na propozycje, więc często proponują mi bardzo odważne kreacje.
– Podczas tegorocznego Sylwestra zaśpiewałaś między innymi z Małgorzatą Ostrowską utwór Madonny „Sorry”. Po koncercie napisałaś, że był to dla ciebie zaszczyt. Skąd w tobie ta skromność?
A.W.: Zostałam wychowana w taki sposób, że czuję ogromny szacunek szczególnie wobec moich starszych koleżanek czy kolegów. Zwykle są to artyści, którzy mnie inspirowali w dzieciństwie, i choćby za to zawsze będę ich podziwiać. Z Małgosią Ostrowską znamy się od wielu lat i bardzo lubimy. Kiedyś, bardzo dawno temu, śpiewałyśmy razem w jakimś programie telewizyjnym „Taniec pingwina na szkle”. Poza sceną rozmawiamy bardzo swobodnie, podobnie zresztą jak z Michałem Bajorem, ale za każdym razem, kiedy staję obok takich osobowości na scenie, to czuję się w pewien sposób wyróżniona. Mam świadomość, że nie spadło mi to z nieba, że sobie to wypracowałam, ale bardzo doceniam fakt, że udaje mi się spełniać marzenia sprzed lat.
– Show biznes to wbrew pozorom bardzo trudne środowisko, a zawód piosenkarki często bywa niewdzięczny. Ale słyszałem, że twoja córka – Pola nagrała piosenkę, czy to znaczy, że chce iść w twoje ślady?
A.W.: Rzeczywiście, zaśpiewałyśmy z Polą gościnnie piosenkę z zespołem My3. To są trzy dziewczyny, które proponują muzykę pop dla dzieci i nastolatków. Moja Pola jest ich wielką fanką. Kiedy padła propozycja byśmy zaśpiewały wraz z tym zespołem, Pola bardzo się ucieszyła. A ja stwierdziłam, że jeśli mamy okazję zrobić coś fajnego i przyjemnego, co wpłynie na rozwój Poli, to nie powinniśmy z tego rezygnować. Póki co, Pola cały czas podkreśla, że nie chce iść w moje ślady, bo życie na walizkach jej nie odpowiada.
– Na festiwalu w Opolu otrzymałaś kolejną platynową płytę. Jak to się robi?
A.W.: To że moje płyty w tych trudnych czasach wciąż dobrze się sprzedają jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. „Jestem tu nowa” otrzymała status platyny, a dwa poprzednie krążki zdobyły tytuł podwójnie platynowych. Jest się z czego cieszyć. A ponieważ wiem, że płyty sprzedają się coraz gorzej, to ja staram się jeszcze bardziej. Bardzo zabiegam, by wydanie CD było bogate, żeby sesja i okładka były wyjątkowo atrakcyjne. A gdy wydaję reedycję, zawsze dodaję coś wyjątkowego. W przypadku albumu „Jestem tu nowa”, fani otrzymali zupełnie zmienioną grafikę całej płyty, ale przede wszystkich drugą płytę z największymi przebojami w wersjach akustycznych.
– A kiedy można się spodziewać kolejnego albumu Ani Wyszkoni?
A.W.: Chyba nie szybciej niż jesienią przyszłego roku Ale wszystko może się zmienić, gdy nagle dostanę twórczej weny.
Rozmawiał Paweł Trześniowski